Czas zejść ze scian.
Tak jak kiedyś człowiek zszedł z drzewa, wyprostował się i doszedł do dziś, tak należy zdjąć sztukę ze scian i pozwolić jej być doświadczaną i to nie tylko wizualnie czy audialnie, jak do tej pory, lecz wręcz organoleptycznie.
Nie mam tu na mysli instalacji, rzeźby itp. Pomimo iż obecnie instalacja wydaj się być główną formą działań artystycznych, jest ona w większości przypadków tak samo pasywna jak obraz na ścianie. Kobro mowiła, że rzeźba żyje ruchem oglądającego, że jest dynamiczna. W moim mniemaniu nigdy nie bylo to aktualne, był to raczej zachwyt dostępnością dzieła w odbiorze, w przeciwieństwie do malarstwa, na które można tylko się gapić stojąc w miejscu. Człowiek nie odkrył trzeciego wymiaru, więc także nie odkrył rzeźby i jej, rzekomo wyjatkowej, percepcji. Jest ona nam nadana przez otoczenie w którym istniejemy od tysięcy lat. Natura dała nam inspirację, wzbudziła w nas chęc naśladownictwa, a następnie nieposkromioną rządzę interpretacji wypowiedzi artystycznej. Rysunki w jaskini Chauvet są tego niepodważalnym dowodem gdzie z braku odpowiednich narzędzi zaczęło się od rysowania pochodnią po ścianach.
Tak więc można niepodważalnie naukowo uogólnić, że żyło to w nas od zawsze. Nieporuszone, ciągle w jednakowo postrzegalnej formie, z kilkoma cieniami sugerującymi głębokość. Być może film po tysiącach lat bazgrania po ścianach poruszył naszą percepcję, nie na tyle jednak aby zmienić leniwe status quo. Dopiero interaktywne i doświadczalne formy sztuki dały nam lepszy obraz (sic!), pozwalając dotrzeć do tych miejsc do których ani oczy ani nogi nas nie zaprowadzą.
Nie dotykac!
Kobro miała jednak trochę racji wyciągając wnioski z odkrycia ‘ruchowej percepcji’ tworząc rzeźby wymagające obejścia „dookoła”[1]. Tak jakby podświadomie wiedziała o doświadczalnym charakterze sztuki, doświadczalnym w tym rozumieniu, że nie tylko emocje i wzrok biorą udział w odbiorze ale wszystkie dostępne zmysły wraz z czymś, co bedę nazywał ‘inter-percepcją’. Oglądanie sztuki z dystansu, ze strachem wzmocnionym tabliczkami ‘Nie dodtykać!’ ujmuje nie tylko wielu dziełom ale także ogromnej ilości artystom, którzy popadli w standardową pułapkę prezentacji sztuki: na scianie, na cokole, na środku bądz na granicy klasycystycznego strachu: na suficie. Jakże by było miło przytulić się do rzeźb Moora, dotknąć ich lub położyć się na nich. Niestety skutki takich fantazji w wielu przypadkach mogą się okazać kolosalnie nieopłacalne dla przeciętnego percepcjonisty. Nie są także niczym odkrywczym propozycje przedstawiania sztuki jak u np. cai guo-qiang, ktore, mimo wszystko, poruszają sie ciągle na tym samym obszarze: nie dotykac! Sam ów zakaz jest dla mnie synonimem sztuki w ogóle. Sztuki, która istnieje poza prawdziwą percepcją, jest wręcz nieludzka choć postrzeganie stricte wizualne sztuki jest jej najwiekszym sukcesem, objawiającym się w masowym odbiorze. Jest także jej najwiekszą kleską, bowiem umieszcza dzieło w klatcej z daleka od prawdziwej i pełnej percepcji.
Antyczna mimeza także otarła się o tę samą hipokryzję stawiając widza, w sumie to nie ma znaczenia gdzie go postawiła bowiem sama kategoria widza, jako pasywnego odbiorcy, który może tylko oglądac i myśleć, skazała nas na tysiące lat niedostępnej sztuki. Nudnej kontemplacji. Przeżywanie sztuki wciąż ogranicza sie do kilku kropel potu bądz odleżyn(teatr). Utrwalamy w sobie przekonanie, że miejsce w którym ktoś dotyka sztukę (‘Sam jesteś obraz!’ Vincent Cassel w Nienawiść Kassowitza) bądź wydaje jakiekolwiek dzwięki inne niż kasłanie jest miejscem niskiej sztuki bądź miejscem taniej rozrywki. To, że tak jest wynika z dwu powodów: ignorancji nieświadomej, gdzie odbiorca przyszedł z czystym sumieniem po rozrywkę i nie widzi powodów dla których nie miałby się tą radością dzielić z innymi, bądź też ignorancji zamierzonej, występuje wówczas gdy widz przychodzi w celu odebrania sztuki taka jaką jest, ze względu na posiadaną wiedzę o sztuce, boi sie ją odbierać w inny niż przyjęty sposób, boi sie zaskoczenia w nowej sytuacji, ubiera się w schemat kontemplacji sztuki z dystansu.
Wielu jednak podejmuje próby, warto wspomniec, iż bardzo skuteczne, angażowania widza w przeżycie artystyczne (e.g. Punch Drunk[2]). Choć czesto te proby poruszają sie na granicy bezpieczeństwa tak samo ubranego w schemat dystansu jak w przypadku odbiorcy. Masa ma władzę w kieszeni i zmiana ich preferencji jest długotrwalym procesem, jednak calkiem mozliwym. Nowoczesne formy sztuki powstałe w XX wieku jak performance art czy happening są dowodem, nie tylko na to, że jest to możliwe ale przede wszystkim, że musiały powstać nowe formy wypowiedzi artystycznej aby zmniejszyć dystans odbiorcy od dzieła.
Red Letter Days of Art
Rachel Elnaugh zbiła fortunę na tym wypełnianiu próżnością przestrzeni wolnego czasu na masową skalę. W opozycji do standardowej wizyty w muzeum lub wyjściu do parku zaproponowała chwilę doświadczenia czegoś, co do tej pory było trudno dostepne bądź wrecz niemożliwe dla większości przeciętnych zjadaczy płócien. Romantyczny lot balonem przestał byc tylko marzeniem, fimową rzeczywistościa ultra-bogaczy, stal sie dostępnym doświadczeniem średnich klas. Doznania wielozmysłowe, jakkolwiek krótkotrwałe by nie byly, pozostają w pamieci dłużej, rosną i inspiruja. Część mózgu, zwana rogiem Ammona, odpowiedzialna za zapamiętywanie wymaga „im więcej tym lepiej” połączeń kontekstualnych faktów w celu zapisania ich na twardym dysku wieczności. Im bardzije wizualne tym lepiej dla nich. Stąd gapienie się na sciane osiągneło taki sukces na przestrzeni tysięcy lat. Doświadczenia multisensoryczne tworzą jednak wiele więcej połaczeń, które nie tylko utrwalają wrażenie w pamięci mocniej, ale także inspirują różnorodność. Zostawiają w nas historie, które możemy przekazać dalej, nasączyć emocjami i zarazić innych. W przeciwieństwie do lotu balonem, przeżywanie sztuki ciągle jednak pozostaje dla wielu w sferze marzen i to nie tylko ze względów praktyczych ale także na skutek wąskich norm społecznych ściśle związnych z odbiorem sztuki.
Weźmy na przykład Tate Modern, jedną z największych galerii sztuki współczesnej. Ogrom jej kolekcji przytłacza tak jak awangarda, która już dawno przestała nią być, szalone monstra Twomby’ego przerażają pasywnością. Najbardziej „aktywny” artysta: Pollock poza przyciąganiem rzesz szkolnych wycieczek oraz tych, którzy jeszcze nawet o internecie nie słyszeli[3], ewokuje bezruchem tak jak zdjęcia Muybridga. Obaj zrewolucjonizowali nasze postrzeganie rzeczywistości i to nie tylko w kategoriach sztuki. Ale cóż z tego kiedy czas nieubłagalnie pokrywa wszystko, co się nie rusza grubą warstwą nudy.
[3] Nie chcę powiedzieć, że internet zawiera wszystko, co potrzebne do życia. Raczej, że wielu walczących z postępem odmawia otwarcia okna na świat, zaszywa się w doświadczaniu historii ze strachu przed teraźniejszością.