Rozszyfrowywanie zagadek współczesności, ta ulubiona gra postmodernizmu, wydaje się tylko powierzchownie dotykać problematykę tak szalenie dziś istotną – estetyczną nadbudowę rzemieślnictwa, którego sukces jest raczej niepodważalny. Elementu kultury nadal uwikłanego mocno w historię sztuki, elementu powoli zdobywającego swoją autonomię.
Sztuka jako świadome zachowanie cywilizacyjne przeżyła swój pierwszy wstrząs w czasach gdy oddzielone zostało techne od ars1 – estetyka poszła swoją drogą, a ergonomia swoją. Wcześniej sztuka była raczej zdolnością wytwarzania, rzemieślnictwem. Pomimo, iż Platon i Arystoteles definiowali ja jako działanie, w którym istotnym czynnikiem był ratio, chodziło o posiadanie zdolności manualnych potrzebnych do wytwarzania w głównej mierze przedmiotów codziennego użytku. Stan ten podtrzymywany był dosyć długo i mocno – religia w średniowieczu, czy później “filozofia piękna” 2. Gwoźdź do trumny wbił Baumgarten tworząc estetykę w XVII w. definitywnie podkreślając różnicę pomiędzy artystą a rzemieślnikiem. Długo więc nie mówiło się o projektowaniu3 takim jakim dziś je rozumiemy. Renesansowe obiekty artystyczne lub sztuka dekoratywna są chyba najbardziej znanymi formami projektowania; nie mającymi jednak postbaumgartenowskiej świadomości, która dopiero na początku XX wieku połączyła ponownie ars i techne, w Niemczech.
Sztuka i rzemieślnictwo dorosły do swojej wspólnej egzystencji przy niemałej pomocy popytu jak i zmian ideologicznych początku XX wieku. Nastąpił wówczas modernizm zrównując jak buldozer z ziemią najwyższe osiągnięcia myśli poprzednich wieków. Każdy miał stać się uczestnikiem sztuki, jak i sztuka miała stać się uczestnikiem życia każdego. Były to czasy kubistycznych szaleństw Braque’a, czy zawrotów konceptualnych Duchampa, świat był przygotowany na wybuch. Tak więc tworząc szkołe artystyczną Bauhaus, Gropius marzył o ziszczeniu się modernistycznej wizji rozmycia granic pomiędzy elitarnym a masowym, o popularyzacji idei piękna w kontekście funkcjonalności. Sztuka miała objawić się jakby w nowej formie, wszechobecnej estetyki funkcjonalnej. Projektowanie osiągnęło od samego początku status równy działaności artystycznej wypożyczając sobie renomę oraz cale zaplecze argumentacji.
Współczesny pęd komercyjny pozwala stwierdzić, że nadszedł czas ponownego rozłamu techne od ars. Nieuniknionego i prawdopodobnie definitywnego. Dziś dizajn nie ma już tyle wspólnego ze sztuką ile w czasach rozkwitu Bauhausu, choć powstał dzięki niej i z całym szacunkiem do niej, to wydaje mi się, że nasza cywilizacja wymaga kilku jednoznacznych odpowiedzi w chwili obecnej. Sztuka bowiem pozostała w swojej formie autotelicznej gry nieograniczonej pragmatyzmem z ogromnym zapleczem intelektualnym, natomiast dizajn, świadom swojej autonomiczności, od początku podległy potrzebom, ergonomii i rynkowi wypracował swoją metodologię i odklejał się powoli od sztuki, tworząc nową warstwę kulturową. Tworząc nową jakość nie zmieniając sytuacji sztuki, znajdując sobie równie wygodną pozycję na płaszczyźnie naszej kultury.
Różnica pomiędzy nimi jest jeszcze niewyraźna, choć już dosyć duża. Wyobraźmy sobie Polaka, przed którym stoi zadanie zrozumienia dwu zdań: jedno po francusku drugie po arabsku. W przypadku języka francuskiego zna on poszczególne znaki, wiec pozostaje poznać mu tylko zasady ich łączenia w tym języku. W przypadku zdania arabskiego, musi on wpierw nauczyć się znaczenia znaków, a potem reszty. Język sztuki jest w chwili obecnej intelektualnym kalamburem, gra podsycana postmodernistycznym stylem pisania4, a przede wszystkim jest metaforyczny. Dizajn zbudowany na pragmatyzmie nie może sobie pozwolić na taką grę. Jest obciążony a priori dogmatem użyteczności. Dizajn i sztuka komunikują rożnymi językami, do odbioru dizajnu nie potrzeba specjalnych narzędzi intelektualnych – metafora krzesła byłaby wyjątkowo nieużyteczna, z drugiej strony krzesło może być całkiem dobrą metaforą, będąc jednak najpierw krzesłem5. Dizajn wobec tego pozostanie rzemieślnictwem z nadbudową estetyczną.
Problem pojawia się jednak w momencie niepotrzebnego bratania na siłę obu dziedzin, co zbyt często przypomina nieudolne prośby pisania po arabsku tylko dlatego, że ten język ma “fajne” literki. Ta “fajność” wiec, rozmywa granice i jest rezultatem wielu pomyłek i rozczarowań. Brak świadomego i zdystansowanego stosunku do własnej tożsamości powoduje, iż wielu dizajnerow mianuje się artystami6. Wystawiają swoje prace w setkach nowych galerii dizajnu obecnie głownie w Nowym Jorku i Kalifornii. Serwisy typu juxtapoz.com czy Vinylabuse są dobrym przykładem tego zachwytu, gdzie można zanudzić się na śmierć “powtarzalnością kreatywności”, lub znaleźć sztuczne perełki. Dizajner, który sprawdził się na swoim polu nie zawsze musi mieć coś do powiedzenia w sztuce – może po prostu nie władać jej językiem. Wiec po cóż bełkotać? Ano współcześnie wręcz wypada – koszulki, zabawki, plakaty, cokolwiek, aby istnieć w środowisku twórczym 7. Idea “Fajnie, że ktoś cos robi.” – to zaś miecz obosieczny, którym można się zaciąć 8. Popyt na artystyczną tożsamość jest duży, co daje dizajnowi ciągle siłę argumentacji sztuki zarazem wikłając go w jej teoretyczne podwaliny i nadmierną metaforyczność. Artyzm9 jest ciągle ceniony, więc przywłaszczenie sobie tytułu artysty jest nie tylko słuszne historycznie ale także społeczno-ekonomicznie dla wielu zaczynających. Dla tych, którym trudno zakwalifikować swoje projekty do konkretnej dziedziny.
Kuriozalnie, choć obie dziedziny oddaliły się od siebie, dizajn ma coraz mniej wspólnego ze sztuką – poprzez zbyt często niesłusznie10 naciąganie konwencji, chociaż konstytuującej swój własny model, to ciągle obie jakości przenikają się i tak pozostanie jeszcze przez dłuższy czas. Proces odklejania się jeszcze się nie skończył. Pomimo wszystko, dizajner jest dizajnerem. Osobnym bytem z osobną estetyką. Estetyką funkcjonalną.
Sztuka i dizajn, mimo że mają jedną matkę, mają dwóch ojców.
2 Głównie mam na myśli spory o piękno, sztukę i jej kondycję w romantyzmie.
3 Przykładowo RCA zaczyna od roku 1400 w ramach studiów Historii Dizajnu.
4 zob. pisma Baumana, Llyotarda czy Derridy.
5 Warto tu wspomnieć o bardzo ciekawych eksperymentach MALFOR(np. krzesło schody) będące na pograniczu użytkowości – nieużytkowości, (jak sami twórcy zaznaczają.)
6 Popularna definicja artysty zakłada, że jest on albo absolwentem szkoły artystycznej, bądź jest twórcą zaakceptowanym przez środowisko konstytuujące sztukę (krytycy itp.) bądź instytucje sztuki (galerie sztuki, muzea). Więc wielu dizajnerow powinno być artystami z definicji, jednak uważam, że funkcje ich się nie pokrywają, ze względu na rozdział o którym piszę.
7 zob. http://www.guardian.co.uk/weekend/story…
8 Coraz trudniej wybrać, na która wystawę warto pójść, aby nie naciąć się na czyjeś miesięczne portfolio wydrapane w ścianach (vide ostatni Design Week w Londynie), gdzie ogromna ilość prac graficznych była po prostu frustrująca (EyeCandy).
9 Mam tu na myśli artyzm typu Hirst, Gormley czy Mueck, a nie jakieś amatorskie popłuczyny. Poza tym większość dizajnerow ma zazwyczaj artystyczne doświadczenie i wykształcenie. Co ulega szybkim zmianom ze względu na rosnącą szybko ilość szkół kształcących rożnego rodzaju projektantów bez fundamentów stricte aorystycznych.
10 Przykładowo, Joshua Davies, artysta nowych mediów, jawi mi się jako idealny przykład hochsztaplera, bazującego na generowaniu przypadkowych tworów wizualnych zwanych na jego potrzebę sztuką. Z jednej strony można by powiedzieć o nim, ze jest Pollockiem nowej ery, a z drugiej strony podejrzewam go o brak świadomości twórczej, dystansu i formalizm.